Obrazy malowane przez sztuczną inteligencję

powrót w Czarnochorę (Howerla 2061 m n.p.m./Ukraina)

Niedługo po powrocie z majówki w Czarnochorze zaczęliśmy myśleć o najbliższym możliwym terminie pojechania znów w tą część ukraińskich Karpat – wszak trzeba wrócić po zgubę. Wieść o organizowanej wyprawie poszukiwawczej zaginionego aparatu gdzieś w odmętach kosówki karpackiej szybko się rozeszła i chętni sie znaleźli. No więc jest plan, jest i działanie. Jedziemy.

Howerla

Howerla

dzień pierwszy
Ekipa liczyła osiem zmotywowanych osób (najmłodszy uczestnik miał 8 lat!) Wyruszamy bardzo porannym pociągiem do Przemyśla, granicę pieszo, marszrutką do Lwowa, potem do Iwano Frankiwska i dalej do Łazeszczyny. Miejscowość przemierzamy na nogach (ok. 8 km) tak żeby rano już być przy wyjściu w góry. Rozpalamy ogień, posilamy się, studiujemy mapę i opracowujemy plan działania.

dzień drugi
Zaczynamy wędrówkę nie tak bardzo wcześnie. Pogoda jest cudowna. Słońce, delikatny wiaterek, widoczość super. Juz gdzieś tam czarnochorskie szczyty się mienią w oddali. Ścieżka jest dobrze oznaczona. Prowadzi nas na sam szczyt Howerli. Kto by się spodziewał, że tak szybko tu wrócimy. Na szczycie o dziwo jest dość pusto. Oprócz nas nie ma turystów.

Ekipa nad J. Nisamowitym

Ekipa nad J. Nisamowitym

Zanosi sie na deszcz, więc nie rozsiadujemy się tutaj długo. Tutaj ekipa dzieli się na dwie. Nasza piątka idzie dziś na nocleg nad J. Niesamowite by następnego dnia walczyć o znalezienie zguby. Nad Jeziorko dochodzimy już pod wieczór. Rozbijamy namioty. Jest dość pusto, w porównaniu do naszego tutaj noclegu ostatnio. Wieczór upływa nam głównie na śpiewaniu – kto by pomyslał, ale na takiej wysokości to nawet brak gitary nie przeszkadzał. Piękny wieczór.

dzień trzeci
Ranek jest tak mglisty, że ledwo widać namiot obok. Aż błędnik wariuje i cieżko było się odnaleźć w którą to strone mamy iść. Prawie weszliśmy do jeziorka. No więc tak sobie wędrujemy granią Czarnochory w kompletnej mgle.

Poranek nad J. Niesamowitym

Poranek nad J. Niesamowitym

Decydujemy nie iść dokładnie jak ostatnio przez Kedrowaty Pohaniec – w takiej mgle, przez taką kosówkę było by to raczej niemożliwe… Przy słupku nr 30, nowo wyznaczonym szlakiem idziemy przez Szpyci (1863 m n.p.m.), schodzimy na Połoninę Gadżyna. Międzyczasie trochę chmury się rozchodza i co nieco widać, ku pokrzepieniu serc. Nie ukrywam, że morale trochę siadły w grupie i nadzieja na znalezienie zguby malała bardzo. Czasu było niewiele. Studiujemy dokładnie mape, analizujemy szanse i zagrożenia (taki mały swot karpacki). Postanawiamy podzielić ekipę na dwie grupy: poszukiwawczą i zaopatrzeniową – obie kluczowe (trzeba było zrobić zaopatrzenie w sklepie przed zamknięciem – albo żeby było przy czym świętować sukces, albo jego brak). Grupa zaopatrzeniowa idzie do Bystreca, a nasza trójka na Kedrowaty Pohaniec,w czeluście kosówki by znaleźć bluzę z aparatem. Szanse były bardzo małe. Bo nie za bardzo pamiętalismy którędy szliśmy – kosówka wszedzie wyglądała tak samo, żadnych punktów odniesienia… do tego deszcz zaczął padać.

Ekipa poszukiwawcza

Ekipa poszukiwawcza

Dajemy sobie trzy godziny na szukanie. Schodzimy ze ścieżki i obieramy azymut, wprost pod górę, w gęstej kosówce. Oddaleni od siebie na długość taką żeby można było się słyszeć… o kurcze… sami się sobie dziwimy że tędy szliśmy… kto na to wogóle wpadł… ale grunt to się nie poddać. Kosówka robi z nami dokładnie to co poprzednio – co chce: wywraca, zaplątuje nogi, chwyta za bluzę, jakby nie chciała wpuścić do swojego świata. Zdecydowanie łatwiej szło się z góry. No i tak idziemy i idziemy. Prawie byliśmy już u samej góry. Nadzieje trochę przybladłe. Ja to się już poddałam… Decydujemy się na odwrót… a tu nagle krzyk radości, krzyk zwycięstwa… jest… wisi na gałęzi, jakby ktoś ją tam rozwiesił ładnie (dobrze że była czerwona!) Nieprawdopodobne. A jeszcze bardziej niesamowite było, jak się okazało, że aparat działa – po miesiącu czasu wystawiony na deszcze, burze, zimno (pasowałoby tutaj podać nawę marki i bluzy i aparatu, ale reklamy nie będziemy robić!). Ehhh.. cóż to była za akcja.

Akcja poszukiwawcza zakończona sukcesem!

Akcja poszukiwawcza zakończona sukcesem!

Wracamy przez Połoninę Gadżyna, do Bystreca. Uśmiech  (zwycięstwa) na twarzy widać już z drugiego końca wioski (a wieś długa). Radość wielka. Świętujemy pod sklepem. Kiedy już robi się późne popołudnie, zbieramy się i idziemy na Kosaryszcze do Kuby.
Co za dzień!

dzień czwarty
Czas wracać do rzeczywistości. Taksówką jedziemy do Werchowyny, marszrutką do Iwano Frankiwska, potem do Lwowa, potem do Szegini, granicę pieszo i jesteśmy w Medyce… koniec przygody. Nieprawdopodobna historia. Sama do dziś nei wierzę.

Na Kosaryszczach u Kuby

Na Kosaryszczu u Kuby

Ekipa: Iwona, Wiktoria, Ania, Marcin, Karol, Zbyszek, Jura, Goł
Termin: czerwiec 2013
czas: 4 dni
Trasa: Łazeszczyna – Howerla – Jeziorko Niesamowite – Szpyci – Połonina Gadżyna – Kedrowaty Pohaniec – Bystrec – Kosaryszcze – Bystrec