Obrazy malowane przez sztuczną inteligencję

Równa, Ostra i Pikuj (maj 2009)

Tyle razy będąc na Haliczu czy z Bukowego Berda, czy to z Chatki Puchatka człowiek patrzył na wschód i zastanawiał się co to też tam jest… tak blisko, a tak daleko. Weekend majowy był bardzo dobrą okazją żeby pojechać i się przekonać co to te góry skrywają. Przez przejście w Krościenku dojechaliśmy do Libuchory – żywy skansen jak ją nazywają. Faktycznie wioska robi niesamowite wrażenie. Mierzy ona z 10 km i całą mieliśmy okazję przejść w drodze powrotnej.
Zostawiamy tutaj samochód u dobrych ludzi na podwórku, pakujemy plecaki, analizujemy WIG-ówkę przez chwilę, obieramy azymut i ruszamy po przygodę – wszak pierwszy raz w Karpatach Ukraińskich to nie byle co.

    KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Pogoda dopisuje, słońce świeci, w nocy lekki przymrozek ale przecież nam nie straszny – choć trochę tyłki przemarzły (mój spiwór dla przykładu opitum miał przy 16°C…na plusie… biedronka rulez). Tego dnia docieramy na Pikuj skąd rozpościerają się piękne widoki na zaśnieżoną Borżawę.

blog 5

blog 1

blog 2

Idziemy od Pikuja na wschód mając przed oczyma nasze piękne Bieszczady. Schodzimy do wioski Bukowiec gdzie spędzamy trochę czasu pod sklepem dyskutując o tym i owym z miejscowymi. Ze względu na burzę postanawiamy zostać we wiosce, zresztą nam się nigdzie nie spieszy, a tutaj tak sympatycznie. Chcieliśmy rozbić namiot na podwórku u takiej starszej Pani ale nie pozwoliła na to – zaprosiła do siebie, poczęstowała mlekiem prosto od krowy, pieczonym chlebem, jajecznicą… mamy tą przyjemność doświadczyć tej otwartości, bezinteresowności i dobroci miejscowych. Staramy się jakoś odwdzięczyć za gościnę, co nie jest łatwe bo Pani się wzbrania. Zapisujemy adres, żeby wysłać kartkę i zdjęcia po powrocie.
Rano słońce świeci więc pakujemy się i ruszamy na Ostrą Horę. Faktycznie była ostra, albo taką obraliśmy drogę, że trzeba było na czworakach iść żeby z plecakiem nie odpaść do tyłu. Ale  dajemy radę.

KONICA MINOLTA DIGITAL CAMERA

Na szczycie witają nas małe chmury i deszczyk, więc niespiesznie zbieramy się na dół. By znów się wspiąć powoli na Połoninę Równą, a potem zejść do Luty. Holicę już odpuszczamy, z tego względu, że niestety czas już było pomału wracać.
W związku z tym, że „planując” wyjazd na Ukrainę nie przygotowaliśmy się za bardzo, zrobiliśmy jedynie ksero WIG-ówki… wydawało nam się, że jak zejdziemy do Luty, to tam złapiemy jakąś marszrutkę albo stopa do Libuchory i gotowe. Miejscowi nas uświadomili, że nie ma drogi i marszrutki do Libuchory, że musimy jedynie przejść do Roztoki Niżnej, a potem do Libuchory (czego nie przewidzieliśmy czasowo). No ale cóż, żeby przemyśleć sprawę siadamy pod sklepem, miejscowi chcą nam pomóc i rysują dla nas mapy, dają instrukcje jak i którędy iść. Już pod wieczór ruszamy się z pod sklepu, obieramy jakaś drogę, azymut i idziemy pod górę. Idziemy, idziemy, idziemy… podśpiewujemy sobie (żeby odstraszać wilki i niedźwiedzie) i idziemy dalej, łyczek optymizmu i idziemy dalej, aż w końcu widzimy w dole światła. Uradowani, schodzimy na dół myśląc ze to Roztoka Niżna… ale okazało się, że to znów Luta, tylko jej drugi koniec. W którymś momencie coś poszło nie tak. A więc równie dobrze mogliśmy pod sklepem siedzieć, ale któż by to przewidział, że zapanuje ogólne rozluźnienie w szeregach i pobłądzimy… to znaczy obierzemy alternatywną drogę.  Wieczór w Lucie mija bardzo sympatycznie, przy dźwiękach gitary i małym co nieco na wzmocnienie morali. Tutaj pierwszy raz słyszę piosenkę „Tyż mene pidmenula…” i „Czerwoną rutę”. A  więc warto było wrócić do Luty. Rano obieramy już właściwy azymut i wracamy do Libuchory. Wracamy do Rzeszowa nad ranem, by zdążyć jeszcze wziąć prysznic i iść prosto do pracy.
Cóż to był za wyjazd…

Termin: 29/04 – 04/05. 2009
Ekipa: Madzia, Em, Asia, Gała, Goł
Trasa: Libuchora – Pikuj – Bukowiec – Ostra Hora – Luta – Polonina Równa – Luta – Roztoka Niżna – Libuchora