Obrazy malowane przez sztuczną inteligencję

W Leluchowie, Miła… granicy pilnuje wesoły Anioł

_DSC_0245Ile to już było koncertów SDM, śpiewania ich piosenek w górach, przy ognisku…szkoda mówić. W tym jedna taka piosenka… „W Leluchowie”. Piękna. Jedna z ulubionych. i tak przez tyle lat człowiek śpiewał a nie wiedział o czym tak do końca, bo przecież nie był. No więc trzeba było to zmienić. W piątek po pracy, dość spontanicznie, wsiadamy (to znaczy moja Towarzyszka podróży i ja) do samochodu i obieramy kierunek na Leluchów :) Mamy zamiar odnaleźć te czereśnie i zobaczyć czy ten Anioł co pilnuje granicy faktycznie taki wesoły. Dojeżdżamy do Leluchowa dość późno, bo już pewnie po 22:00. Przejeżdżamy przez cały Leluchów samochodem, potem przechodzimy kawałek pieszo i decydujemy się zostawić odkrywanie Leluchowa

_DSC_0260 - Kopia

Rano pijemy pyszny czaj z ziół jakie rosną w zasięgu ręki (chyba aż 7 gatunków…taka ta natura hojna), jemy śniadanko no a potem plączemy się po Leluchowie. Na targu dostajemy pół arbuza (i to za darmo), zjadamy go na polanie gdzieś nad Leluchowem z widokiem na niego, ale już po stronie słowackiej. Odwiedzamy drewniany kościół….piękny. Tutaj znajdujemy tego Anioła… granicy już nie pilnuje (bo jest otwarta) więc siedzi sobie tutaj i uśmiecha się do turystów. Kościół (dawna cerkiew greckokatolica pw. św. Dymitra) wyjątkowo otwarta – w przeciwieństwie do naszych podkarpackich, które są raczej zamknięte i jedyne co możemy to podziwiać z zewnątrz i pocałować klamkę. Piękna. Pani przewodnik opowiada nam o niej i o Leluchowie.na dzień następny a tymczasem znajdujemy perspektywne miejsce i  rozbijamy gdzieś namiot, rozpalamy ogień (oczywiście  jedną zapałką… hehe… to taki test chyba jeszcze harcerski). Przy ognisku śpiewamy właśnie tą piosenkę… tak do znudzenia. I faktycznie śpiewamy i śpiewamy i końca nie widać. Z każdą próbą wydaje mi się, ze wychodzi nam coraz lepiej (albo może to wpływ księżyca, magi ognia, albo jeszcze innych rzeczy ;) ).

_DSC_0303

W każdym razie jest klimat. Są gwiazdy. Ogień się pali. Księżyc kumpel lśni… (i wygląda jakby chciał tu na kielicha wpaść) i tak aż sen nas zmorzył.

Z dźwiękiem piosenki na ustach zaczynamy wracać do domu, ale żeby nie tak od razu to przez Słowację. Chcemy jeszcze zajrzeć do Bardejowa. Nic się nei zmieniło. Miasto dalej stoi i zachwyca :)

Krótki, spontaniczny wyjazd, ale za to jak się wrył w pamięć…Fajnie jest spotkać takich ludzi na swojej drodze, którzy nie do końca się dziwią takim rzeczom, Ba!, przeżywają je z nami :)

Ekipa: Iwonka, Goł
Termin: czerwiec 2015