Atlantic City

W związku z tym, że wolny weekend nie częstym był przywilejem, więc jeśli się już zdażył trzeba było jakoś go wykorzystać i opuścić mury i betony miasta… a więc plażowanie i błogie lenistwo na slońcu. Obieramy kierunek na Atlantic City z samego rana. Miasto to leży w północno-wschodniej części Stanów Zjednoczonych w stanie New Jersey nad samym Atlantykiem… stąd pewnie nazwa, śmiem mniemać. Na wschodnim wybrzeżu jest takim małym Las Vegas -  centrum hazardu, hazard został tu zalegalizwoany w 1976 r. Jeśli chodzi o samo miasto to nie ma tam zbyt wielu atrakcji czy zabytków do zwiedzania, i o ile okolica wzdłuż deptaku jest super zagospodarowana i ładna o tyle już drugi rząd zabudowań od oceanu już nie wygląda tak kolorowo. Ale nudzić się tu na pewno nie wolno.

Spacerujemy nadmorskim deptakiem, który ciągnie sie i ciągnie, bryza znad oceanu daje jakieś  wytchnienie od tego upału. Wzdłuż całego deptaku jest mnóstwo miejsc gdzie można kupić hot-doga, wszystko co potrzebne na plażę, pamiątki… czyli dokładnie tak jak u nas w miejscowościach wypoczynkowych. Idziemy na całość i mając w kieszeni po 20 USD idziemy szukać szczęścia i okazji na łatwe wzbogacenie, licząc na szczęście początkującego, do jednego z wielu kasyn. W środku przepych, nawet takie olbrzymie drzewa rosną , ciężko sie odnaleźć. Zabawa jest przednia i śmiechu co nie miara… aby przedłużycz czas zabawy rozmieniamy pienidze na drobne centy i szlejemy na jednorękich bandytach – maszyny połkneły wszystkie nasze pieniądze i nic nie daly w zamian. najciekawszym było, że Pani przynosiła drinki za darmo cały czas… nawet jak ktos wyglądał jak turysta i wrzucał po cencie do najtańszych maszyn. Więc można powiedzieć, że inwestycja się wróciła. Ale koniec tego szaleństwa i tej gorączki zlota i idziemy na plażę i oddajemy się błogiemu lenistwu do końca dnia. Upał, wilgotność w powietrzu chyba 100 %, ale zimna woda daje ulgę. Wracamy wieczorem spaleni jak raki ale zadowoleni.

pokonamy falę… albo ona nas

piaszczyste bezkresne plaże Atlantyku