Skiturowo po Sądeckim z Nowym Rokiem w tle
Czwarty rok z rzędu sylwestra spędzić w górach to można powiedzieć – tradycja. A więc tradycyjnie pomysł był ten sam – przywitać Nowy Rok pod gwiaździstym kapeluszem najlepiej z widokiem na góry. Możliwości oczywiście wiele, ale w tym roku padło na Beskid Sądecki. Ahoj Przygodo!
Dzień pierwszy
Rano w sylwestra pakujemy sprzęt (plecaki, namiot, skitury, etc) do samochodu i obieramy kierunek na Łomnicę Zdrój. Nie spieszy się nam wcale, bo przecież mamy cały dzień, żeby dotrzeć do schroniska na Hali Łabowskiej na imprezę sylwestrową. Więc po drodze jeszcze parę spraw, jedzonko, zakupy i już o 15:00 jesteśmy przy wyjściu na szlak. Na mapie jest napisane, że do schroniska 1,5 h więc luz. Nic prostszego, pójdzie jak z płatka. Ogarniamy parking na dwa dni, pakujemy plecaki, zakupy, namiot, ubieramy buty, skitury, czapki… i gotowe do drogi. Zaledwie pół godziny nam zajęło. Na początek nei zakładamy nart bo śniegu mało więc niesiemy je kilkaset metrów po zlodzonej drodze. Okazuje się, ze zapomniałam z samochodu aparatu, a bez niego przecież nie pójdę, więc wracam się po niego do samochodu. Mamy przecież bardzo dużo czasu. W końcu zakładamy narty i już suniemy do przodu. Już zrobiło się ciemno, ale jesteśmy przecież bardzo dobrze przygotowane – czołówki, mapy, telefony, kompasy i inne bajery… Piękna noc się szykuje. Była piękna…. i długa dwa razy znaczki się gdzieś zapodziały i zeszłyśmy ze szlaku, potem przerwa na popas, potem odcinek bez śniegu, po kamieniach więc zmiana na buty, potem śnieg się pojawił, więc zmiana na tury, potem popas… i tak nie licząc czasu… do schroniska doszłyśmy na 23:30. Chyba rekordowe przejście na tej trasie ! W schronisku czeka talerz pysznego bigosu, herbata, rozpalone ognisko i można witać Nowy Rok. Zabrakło tylko gitary, ale coś tam pośpiewaliśmy, posiedzieliśmy i poszliśmy spać. No i mamy Nowy Rok! Na pewno będzie dobrym rokiem
Dzień drugi
Rano zwijamy się bez pośpiechu, przecież jesteśmy tu by odpocząć. Zjazd na dół też był chyba rekordowy jeśli chodzi o czas. Śniegu dość mało więc większość drogi trzeba było nieść tury, bo jednak czuć było kamienie przy zjazdach mocno. Oj mam teraz poorane te narty od spodu. Ale w końcu są terenowe więc mają prawo takie być Na dole zatrzymujemy się w Krynicy Zdrój by coś zjeść i zastanowić się co dalej. Padł pomysł żeby pójść na turach na Łan nad Tyliczem i rano poobserwować Tatry. Jak pomyślałyśmy tak zrobiłyśmy. Wyszłyśmy na Łan, rozbiłyśmy namiot, potem nocna sesja zdjęciowa z rozgwieżdżonym niebem (ojjj jakie piekne) i można czekać na wschód słońca. Zimno było tej nocy niesłychanie… trudno powiedzieć ile stopni bo termometru nie było, wiadomo…. to że na minusie to nie dziwiło, zamarznięta woda do picia w plecakach też nie dziwiła… ale, że w naszych puchowych śpiworkach tyłek zmarzł – to mnie zdziwiło.
Dzień trzeci
W samochodzie na dole o 10:00 było – 9 stopni… więc tragedii nie było, ale czemu tak zimno w nocy? Może człowiek już za bardzo przywykł do ciepłej kołderki i kaloryfera? A rano mgła i Tatr nie widać. Zobaczymy je innym razem.. może za tydzień nawet? Kto wie Schodzimy na dół i jedziemy do domu. Ale dla tego rozgwieżdżonego nieba w Nowy Rok… i cztery noce bym przeczekała w tym mrozie. Warto było. Na prawdę warto!
Ot i taki to był wyjazd. Trzeba będzie przyjechać w ten Sądecki jak trochę więcej śniegu spadnie.
Ekipa: Madzia i Goł … oraz trochę dobrych ludzi na Hali Łabowskiej.
Termin: 31/12/2014 – 02/01/2015
Czas: 3 dni
Środek podróży: samochód, autostop
Nocleg: schronisko, namiot