Obrazy malowane przez sztuczną inteligencję

Stara Etna mocno śpi…

Jedną z wielu rzeczy jakie chciałam doświadczyć w życiu było zaglądnięcie wprost do wulkanu (oczywiście wygasłego) znad jego krawędzi. No więc umieściłam to mojej liście marzeń…. i tak sobie czekało i dojrzewało w czasie. Pewnego pięknego popołudnia Karol pisze do mnie, że są tanie linie na Sycylię… no więc nie było się nad czym zastanawiać. Wieść się szybko rozprzestrzeniła i znalazło się jeszcze parę osób, które chciały wziąść udział w wyprawie po marzenie. Bilety zostały zakupione (nawet jeden więcej niż liczba uczestników…. długa historia, ale rada taka na przyszłość aby upewniać się o prawidłowe nazwiska osób zanim kupi się bilety lotnicze w tanich liniach… hehe).

dzień pierwszy
Cała ekipa spotkala się u mnie na mieszkaniu, aby jeszcze przepakować bagaże (podręczne, bo innych nie było w pakiecie), posilić się na drogę i złapać klimat na drogę. Na dwa samochody pojechaliśmy na lotnisko w Jasionce (Rzeszów), tam zamierzaliśmy zostawić samochody na parkingu do naszego powrotu. Parkingi, co ciekawe, calkowicie bezpłatne i bez limitu. Na lotnisku zaczerpujemy jeszcze łyczek optymizmu, żeby lot dobrze i bezzstresowo znieść no i lecimy. Witaj przygodo. Za okolo dwie godziny jesteśmy już na miejscu w Trapani. Zgodnie z planem wynajmujemy dwa samochody (tu podziękowania dla kierowców za wytrwałość) i ruszamy jeszcze tej nocy żeby znaleźć jakieś ładne miejsce na nocleg. Rozbijamy się na wybrzeżu na karimatach. Noc jest ciepła, gwiaździsta, morza szum…. jesteśmy na wczasach.

dzień drugi
Poranek jest piękny. Widoki super. Miejscowka okazała się być bardziej niż trafiona. Nie omieszkamy od razu na rozbudzenie wykapac się w morzu. Woda slona mocno, acz orzeźwiająca. Zbieramy manatki i jedziemy na podbój Sycyli. Kierunek – Palermo z zamiarem odwiedzenia katakumb kapucyńskich (z 8000 mumiami). Ja osobiście wolałam posiedzieć na zewnątrz i zjeść arbuza niż oragniać takie mroczne atrakcje. Palermo, ogólnie jest dość przygnębiające, duże, zatłoczone i brudne (ale kurcze zrobilam reklamę… no ale co kto lubi). Dość szybko ewakuujemy się z tego miasta i obieramy kierunek na wschód. DSC_0274Po drodze znajdujemy piękną zatoczkę z kamienista plażą, odciętą od świata, poza zasięgiem wzroku więc planujemy tutaj dłuższy popas – zbyt piękne miejsce, zeby obok niego obojętnie przejechać. Spędzamy tutaj poł dnia – pływając, opalając się, robiąc sesje zdjęciowe podwodne… ot błogie lenistwo. Rewelacja. Jedziemy dalej, by jeszcze znaleźć miejsce noclegowe gdzieś blisko Etny, żeby rano można już ruszyć skoro świt. Miejsce jest zacne, ciche i spokojne. DSCN3566Nikt nie zakłóca nam wieczoru – sympatycznego wieczoru przy olbrzymim arbuzie i sycylijskim winie.

DSC_0526dzień trzeci
Nie tak skoro świt, ale wstajemy. Śniadanko i ruszamy na podbój Etny.  Podjeżdżamy samochodem ile sie da, zostawiamy samochód na parkingu, zaczerpujemy garść informacji w turist info i dziarsko ruszamy z buta pod górę (można było skorzystać z kolejki – 20 EUR, a potem wyjechać samochodem za kolejną niebotyczną kwotę), bo przecież swój honor mamy i z takich odogodnień nie będziemy korzystać – wszak przyjechaliśmy zdobyć Etnę a nie ją zaliczyć. Krajobraz iście księżycowy. Szaro, pył, bez roślin… ale słońce świeci, wiaterek przyjemnie wieje, humory dopisują. Jest pięknie. Dochodzimy do stacji końcowej kolejki, gdzie znajduje się baza-restauracja i przystanek dla busów na górę. My idziemy dalej na nogach. DSCF5116Droga wije się serpentynami powoli do góry. Dochodzimy pod szczyt Etny (na sam wierzchołek nie dało rady wejść tego dnia, bo było już późno, a tam tylko z przewodnikiem można było wejść, a oni juz pracę na ten dzień skończyli. Wogóle, na dole w informacji turystycznej dostaliśmy informację, że aby wejść na sam wierzchołek Etny należy wykupić cały pakiet, czyli kolejkę, busa i w tym jest przewodnik na sam wierzchołek, a nie ma możliwości wziąść tylko przewodnika, czyli tak jak chcieliśmy to zrobić – wyjść o własnych siłach a na sam szczyt wynająć tego obowiązkowego przewodnika. U samej góry okazalo się, ze jakbysmy byli wcześniej niz 16:00 to taki przewodnik by się znalazł (może jakoś mniej oficjalnie), który by nam ten kawałek asystował. No ale sytuacja jaka była jaka była. Tam gdzie doszliśmy (już powyżej 3000 m n.p.m.), były dwa kratery, z których się coś dymiło. Obeszliśmy je oba, popodziwialiśmy zakamarki Etny, tak – udało się zaglądnać do Etny jak mi się marzyło! Jakie spełnianie marzeń jest cudowne! Zadowoleni, zaczynamy schodzić w dół. Po paru godzinach w takim pyle jesteśmy praktycznie czarni ale jacy zadowoleni. Ba! Jedziemy dalej. Wszak cel wyprawy został już osiągnięty, ale nie można osiąść na laurach… trzeba zwiedzać. Zajeżdżamy do uroczego miasteczka Taorminy. Tam zwiedzamy ruiny amfiteatru, z któego widać w oddali Etnę, na którą spoglądamy z łezką nostalgi w oku. Włóczymy się po mieście do wieczora. Wyjeżdżamy poza miasto i jedziemy szukać noclegu gdzies na plaży. Znajdujemy super miejscówkę. Rozkałdamy karimaty w rządku, kąpiel (aby zmyć pył z Etny) przy blasku księżyca. Snem spokojnego można zasnąć.

DSCF5352dzień czwarty
Dzień zaczynamy od zwiedzania Agrigento – a dokładniej rzecz ujmując Dolinę Świątyń (wstęp 10 EUR, ale warto na prawdę). Faktycznie, pół dnia zajmuje nam spacer pimiędzy tymi świątyniami. Faktycznie robią wrażenie niesamowite. Każdy jednak marzył o tym, żeby wskoczyć do morza i troche się ochłodzić – takich upałów w Polsce nie ma. Jest i to zaplanowane w programie dnia – jedziemy nad Schody Tureckie. To dopiero atrakcja. Jednak te atrakcje, które przyroda sama stworzyła zdecydowanie robią większe wrażenie i bardziej zachwycają. Jest to przeciekawy brzeg morza, o śnieżnobiałych pofałdowanych ścianach z gładkiej skały marglowej, które faktycznie przypominają schody do nieba (wpisane na listę UNESCO). Spędzamy tutaj większa część dnia. PICT2002Opalamy się, gramy we frisby, pochłaniamy kolejnego arbuza, wspinamy się po schodach… jest wypas. Przeciekawa sprawa z tymi schodami. Nawet o nich wcześniej nie słyszalam. Nie ma to jak byc pozytywnie czymś zaskoczonym. Pod wieczór zbieramy się i obieramy azymut na Trapani – o 6 rano samolot z powrotem do Rzeszowa. Noc spędzamy na plaży miejskiej w Trapani, w zasięgu bryzy morskiej. Krótka drzemka na plaży by o świcie pożegnac się z sycylijską przygodą.

Termin: czerwiec 2013
Ekipa: Madzia, Iwona, Wiki, Ania, Catka, Kaktus, Karol, Maciej, Goł